Bardzo dużo treści ,,o mnie”, zwłaszcza nowych z obecnego czasu mego
doświadczania daję poprzez filmy i nagrania na moim kanale na Youtube
więc jeśli chcesz wiedzieć ,,o mnie” bardziej na bieżąco, albo w ogóle preferujesz
formę słuchaną, zamiast czytanej zapraszam z miłością do tamtej przestrzeni.
Na początku chcę abyś wiedział, że nie jestem ani kimś lepszym,
ani kimś gorszym, od Ciebie.
Nawet jeśli masz wyższe wykształcenie,
czy większe doświadczenie od mojego…
nawet jeśli ja wiem od Ciebie więcej…
dalej pozostaję istotą równą Tobie.
Tak myślę sama o sobie, jak również o każdym
napotkanym na mojej drodze człowieku.
Z przestrzeni serca, w wielkim świecie duchowym,
nie ma hierarchii, nie ma podziałów
jest czysta, wolna od osądzania i porównywania,
boska różnorodność, indywidualność.
I oto ogromna kurczę się przed oknem,
czołem roztapiam szybę cienką,
I nie wiem, którą siebie kocham bardziej
tę wielką czy tę maleńką …
Emanuela Luc
Opowiem Ci moją drogę, którą przebyłam, a być może zechcesz
skorzystać z moich doświadczeń…
Być może odnajdziesz w mojej opowieści fragment swojej historii,
a może we mnie – cząstkę siebie.
Może znajdziesz coś, co zainspiruje także Ciebie
do bardziej świadomego życia…
Odkąd tylko sięgam pamięcią zawsze interesowało mnie to co duchowe,
pozazmysłowe, pociągały mnie tematy osnute nicią tajemniczości,
czy mistycyzmu. Od najmłodszych lat czułam gdzieś wewnętrznie,
że świat nie składa się tylko z materii i tego co można zobaczyć i dotknąć.
Pamiętam, że lubiłam, najpierw jako dziecko przysłuchiwać się,
a potem w miarę wzrastania czynnie uczestniczyć, w dysputach
o sprawach trudnych do wytłumaczenia, tych nielogicznych, dziwnych
i nieodgadnionych. Stając się coraz bardziej ciekawa życia i istnienia duszy,
zaczęłam fascynować się tematami ,,życia po życiu”, ,,tamtego świata”,
aspektami związanymi z tym wszystkim co dzieje się z człowiekiem
po tzw. śmierci. Jak pamiętam nigdy się jej nie bałam i nie wzbudzała
ona żadnych nieprzyjemnych emocji we mnie, co też dla mnie
wydawało się nieco dziwne, a dla innych wręcz nienormalne.
Kiedy wkroczyłam w okres nastolatki i moje zainteresowanie
duchowym aspektem istnienia człowieka przybierało na sile,
kiedy jedne pytania rodziły następne nie dając spokoju, byłam już
mocno związana z życiem w dogmatach kościoła katolickiego.
Wierzyłam coraz bardziej w to, że odpowiedzi zaspokajające
ciekawość ,,nieba” i tego jak tam jest, drzemią w religii, w której duchu
od najmłodszych lat byłam wychowywana. Moja coraz bardziej
świadomie pogłębiana poprzez praktykowanie, religijność chociaż
w niewielkim stopniu rekompensowała dziwną tęsknotę za czymś
co znałam, a czego mi tak bardzo brakowało, może w pewnym stopniu
zaspokajała pragnienie powrotu do tego. Później jednak z biegiem lat,
w miarę poznawania świata, zaczęłam zauważać, że coraz częściej
towarzyszy mi wrażenie, że jestem jakaś inna, jakby niepasująca
do rzeczywistości, w której się znalazłam. Czułam się jak przybysz
z innej planety, któremu trudno jest się przystosować do praw i reguł
ogólnie panujących i rządzących tym światem, zwanych po prostu normami.
W końcu, w obliczu takiego poczucia, zaczęłam się niepokoić,
że coś ze mną nie tak, skoro zdecydowana większość, potrafi się tu
odnaleźć, funkcjonować a nawet ,,dobrze” żyć. Wówczas to postanowiłam
ignorować powracające niczym bumerang, ,,o co tu chodzi?”
i uznać za nieważne. Odradzające się, wciąż nie dające upragnionego
spokoju pytania o sens i cel istnienia zagłuszałam jak tylko potrafiłam.
Wtedy to, chcąc uniknąć wyśmiania i wyobcowania, ukryłam
swoje zainteresowania gdzieś głęboko w sobie i wyrzekając się ,,inności”,
próbowałam przystosować się do potocznie nazywanego ,,normalnego”
funkcjonowania w świecie. Podporządkowując się ogólnie panującym
regułom życia i tłamsząc prawdziwą siebie, rezygnowałam coraz bardziej
z własnej osobowości. Niepewność, brak poczucia bezpieczeństwa
i zagrożenie odrzucenia, którego smak zdążyłam dobrze poznać,
nie pozwalały mi na swobodne i spontaniczne przejawianie się,
na realizowanie własnych zamierzeń i podążanie drogą zgodną
z moimi zainteresowaniami. Tylko ja sama byłam w stanie wiedzieć
jak bardzo się wówczas męczyłam. Nie umiejąc poradzić sobie
ze sobą samą, żyjąc w ciągłym rozdarciu, które było jedną, wielką udręką,
nabawiłam się silnej nerwicy. Ogromna tęsknota za miłością,
której jak się później okazało, nikt nie był w stanie mi dać a także chęć
posiadania rodziny skłoniły mnie do przyjęcia tego co mogłam mieć,
nie dążąc już do tego, czego tak naprawdę pragnęłam.
I tak, aby zagłuszyć samą siebie, najpierw rzuciłam się w wir
pracy zawodowej, a później zakładając rodzinę poddałam się obowiązkom
żony i matki. I choć pozornie, na zewnątrz wydawało się, że wszystko
jest w porządku, że niczego mi nie brakuje, a nawet, że mam wszystko
co chciałam, to jednak w środku mnie panował dziwny niepokój i niedosyt
z powodu tego co przeżywałam. Ciągle żyjące gdzieś, głęboko we mnie
poczucie, że nie o takie życie mi chodzi, że nie po to tu jestem,
nie dawało spokoju i ukojenia. Długo nie mogłam zrozumieć dlaczego,
ani praca w moim wyuczonym zawodzie, którą bardzo lubiłam,
ani rodzina wraz z dziećmi, które zdawało mi się zawsze pragnęłam mieć,
nie dawały mi oczekiwanej satysfakcji. Tęskniąc wciąż za inną rzeczywistością
i odczuwając coraz to głębszą wewnętrzną pustkę, czułam, że moje życie
coraz bardziej zdawało się nie mieć sensu. I tak z biegiem czasu stawiając
czoła wymaganiom innych, realizując zawsze czyjeś, a nie swoje oczekiwania
spełniając cudze marzenia, coraz mocniej zapominałam o sobie samej.
Przytłaczająca codzienność, kiedy zwykłe obowiązki denerwowały
i męczyły, a dziwne poczucie samotności (choć nigdy nie mogłam
narzekać na brak ludzi wokół siebie) to wszystko sprawiało, iż życie moje
stawało się coraz bardziej dokuczliwe bezsensowne. Duże poczucie
niespełnienia blokowało możliwość stworzenia udanego związku
i doświadczania duchowej, prawdziwej miłości, o której wciąż marzyłam.
Brak poczucia niezależności, pewności siebie i bardzo niska wówczas
samoocena skutecznie trzymały mnie w pozornie tylko szczęśliwej rodzinie,
nie pozwalając wyrwać się z mentalnie ograniczonego środowiska.
Po latach, takiej bolesnej, bezwartościowej egzystencji stałam się
skrytą, zagubioną kobietą, bardziej przypominającą ptaka
z podciętymi skrzydłami, aniżeli spełnioną opiekunkę domowego ogniska.
Nie rozumiałam ani siebie, ani ludzi, ani świata, a już na pewno swojej
w nim roli. Przywiązanie do bólu i cierpienia, jak również przekonanie,
że tak musi być, że przecież jestem silna i potrafię dużo znieść,
uspokajanie się myślami, że tak naprawdę wszyscy cierpią, a inni mają
jeszcze gorzej podsycanie zarzutami z zewnątrz ,,czego ty chcesz?”
to wszystko nie dawało prawa do narzekania, czy skarżenia się na swój los.
Zrobiłam z siebie ofiarę na własne życzenie. I choć były jeszcze momenty,
że szukałam odpowiedzi, wskazówek, znaków, czegokolwiek, co dałoby mi
odpowiedź dlaczego i po co takiego życia doświadczam, coraz mniej
miałam siły, aby dociekać o co w tym wszystkim chodzi i do czego to zmierza.
Aż w końcu takie bierne poddanie się rzeczywistości, coraz bardziej
pozbawiające mnie mocy życiowej, doprowadziło do poważnej choroby,
z którą sama nie potrafiłam już sobie poradzić. Nękana atakami lęków
i coraz częściej pojawiającymi się napadami paniki, nie potrafiąc
na tamten czas pomóc sobie w inny sposób, poddałam się ,,opiece”
medycyny tradycyjnej. Czas biegł, a ja niezauważalnie coraz bardziej
uzależniałam się od środków psychotropowych. Na tychże lekach,
byłam kilka lat, z przerwami, kiedy to były okresy, gdy całkiem dobrze
funkcjonowałam, dając sobie radę bez medykamentów. Wtedy też uznawano,
że jestem wyleczona, szkoda tylko (myślałam wtedy, bo dziś już wiem,
po co to wszystko było), że zawsze do czasu ciężkiej sytuacji stresującej,
trudnego przeżycia, po którym objawy nerwicy lękowej wracały,
a wraz z nimi leczenie. Po wciąż nawracających napadach strachu
i paniki, stanach bezsenności i umęczenia, będąc na kolejnej wizycie lekarskiej
usłyszałam coś, co zabrzmiało jak wyrok: ,,Niestety od leków się już pani
nie uwolni, trzeba będzie przy nich pozostać, na stałe”. To był ten
zwrotny w moim życiu, kiedy tak bardzo nie mogłam i nie chciałam
pogodzić się z prawdą jaką usłyszałam. Wtedy to w akcie wielkiej desperacji
postanowiłam postawić na modlitwę, z którą czułam od zawsze
bardzo silną więź. Jakaś nieustająca wiara w jej moc sprawczą,
która nigdy mnie nie zawiodła, dawała nadzieję, że teraz też tak będzie.
Pamiętam jak modliłam się w zaciszu mojego domu (jednym z objawów
moich stanów, było to, że nie mogłam nie wiedząc wtedy czemu chodzić
do kościoła, do którego kiedyś potrafiłam biegać nawet po 2 razy dziennie)
własnymi słowami, prosząc Boga o to, by zrobił coś z moim życiem,
by je zmienił na lepsze. Były momenty, kiedy tylko to trzymało mnie
jeszcze przy życiu, dając głęboko ukrytą wiarę, że tylko w tym jest siła,
która może mnie wyzwolić. Kiedy widząc ledwo co dostrzegalne światełko
w tunelu, karmiąc się resztkami nadziei na wyzdrowienie i powrót
do prawdziwej normalności odrzucałam myśli o śmierci.
I tym razem nie zawiodłam się, a moc jej działania okazała się
niezwykle skuteczna. Wokół mnie zaczęli pojawiać się ludzie, którzy potrafili
najpierw mnie zrozumieć, a potem zechcieli mi pomóc. Wbrew zasadom
według, których żyłam do tej pory, sprzeciwiając się całej rodzinie,
ku zdumieniu najbliższych, wyrwałam się z mojego chorego środowiska.
Wtedy to pierwszy raz od niepamiętnego czasu, pomyślałam o sobie samej,
zdecydowałam się wówczas ratować swój świat, swoje życie i siebie samą.
Szukając ratunku dla siebie z pomocą przyjaznych mi osób, trafiłam
na medycynę niekonwencjonalną, poddając się terapii metodą Regresingu®.
Sumiennie i konsekwentnie współpracując z moim terapeutą, poprzez sesje,
afirmacje, dekrety i modlitwy, korzystając z różnych narzędzi
wspomagających proces samouzdrawiania, powoli zaczęły ustępować
objawy nerwicowo-lękowe, a moje samopoczucie poprawiało się
z miesiąca na miesiąc. Podczas procesu uzdrawiania siebie, kiedy zaczęłam
poznawać prawdę o sobie, powoli rozumiałam dlaczego jestem taka,
jaka jestem. Wiedza jaką wówczas zdobywałam, dawała coraz większą
świadomość, że mogę i w jaki sposób zmienić w sobie to, co wmówiono mi,
że jest niezmienne. Usłyszałam wtedy, że rozwój duchowy to jak wołanie
o pomoc. Różne drogi wybiera dusza, aby umożliwić sobie swój rozwój,
proces samopoznania i samoświadomości, moja wybrała chorobę.
I choć na tamten czas, nie do końca jeszcze rozumiałam, co miałyby
te słowa oznaczać, gdzieś w środku siebie czułam, że coś w nich jest
i uznałam je jako prawdę o sobie. Potem powoli przekonując się o tym,
że wszystkie problemy mają źródło w ukrytych podświadomych intencjach
i przekonaniach, zapragnęłam poznać głębiej mechanizmy i wzorce,
wyobrażenia i wierzenia, to wszystko co przyczyniło się do wykreowania
sobie takiej właśnie rzeczywistości. Ponieważ jestem samoukiem,
odkąd tylko pamiętam, byłam takim szperaczem, lubiącym szukać,
odkrywać i dociekać, dlatego też, poszerzanie wiedzy na temat
samouzdrawiania, rozpoczęłam od czytania lektury w tej dziedzinie,
o którą wtedy nie było jeszcze tak prosto jak dziś. I tak wielkie wrażenie
zrobiły na mnie książki twórców takich jak Louise Hay, Colin Sisson,
Colin Tipping, Deepak Chopra i wielu innych trenerów rozwoju duchowego.
Dzięki treściom w nich zawartych, które dosłownie chłonęłam,
jak spieczona ziemia wodę, zaczęłam odkrywać cząstka po cząstce
samą siebie. Wraz ze zgłębianiem mojej istoty, tej prawdziwej,
której kiedyś się wyparłam, zabraniając sobie na jej poznanie, przyszedł czas,
kiedy przyzwoliłam na to, aby przyjąć do siebie i zaakceptować
nowe przekonania. Będąc już całkowicie pewna, że to ja sama kreuję
własną rzeczywistość i że jakość moich związków i życia zależy wyłącznie
ode mnie, utwierdzałam się coraz bardziej i mocniej w poczuciu,
że chcę wziąć odpowiedzialność za siebie i świat, który wokół siebie tworzę.
Zobaczyłam wówczas, jak budziło się we mnie coraz większe pragnienie
uzdrawiania siebie wraz z rzeczywistością, w której żyłam.
Na ile tylko mogłam korzystałam z indywidualnych sesji oddechowych,
sesji Regresingu®, które najpierw zadziwiając mnie swoją prostotą
a zarazem skutecznością z czasem zaczęły wzbudzać coraz większe
zainteresowanie terapią reinkarnacyjną. Wciąż kontynuując proces
uzdrawiania siebie, korzystając z zalet metody, jak również z technik
wspomagających w formie dekretów, afirmacji, wizualizacji, medytacji
i modlitwy, zobaczyłam, że moje starania nie idą na marne,
ale prowadzą do coraz większej przemiany mojego życia na lepsze,
że zaczynają przynosić oczekiwane rezultaty. I tak z biegiem czasu,
będąc coraz bardziej zainteresowana tematyką związaną z rozwojem
świadomości, zachęcana i wspierana w pracy samouzdrowieńczej
przez mojego terapeutę, wstąpiłam do Rocznej Szkoły Regresingu®.
Zdobywana wiedza, a także praktyka, która bardzo łatwo i lekko
mi przychodziła (mając wrażenie, jakbym robiła to od zawsze),
którą wręcz chłonęłam na zajęciach, stawała się być coraz bardziej
fascynującą, prawdziwą, zgodną z tym co czułam i wiedziałam.
Nieustanna praca ze sobą przynosiły nie tylko uzdrowienie
w formie fizycznej, ale również podniesienie własnej wartości i samooceny.
Powoli zapominając, jak to jest być istotą zagubioną, żyjącą w ciągłym lęku
i niepokoju, podporządkowaną kaprysom innych ludzi, coraz bardziej
utwierdzałam się w przekonaniu, że chcę mieć już zawsze realny wpływ
na kreowaną przeze mnie rzeczywistość, chcę niczym dziecko bawić się
światem, życiem i samą sobą. Dopiero wtedy, kiedy poznałam czego mi
tak bardzo brakowało, za czym tak tęskniłam, mając niby wszystko,
a jednocześnie nie mając nic, nie mogąc osiągnąć tego, co było dla mnie
najważniejsze, zrozumiałam dlaczego moje życie stawało się coraz bardziej
niemożliwe. Okazało się, że dopiero wtedy, kiedy odważyłam się spojrzeć
w głąb siebie, mogłam odnaleźć miłość, za którą tak tęskniłam,
a której szukałam zawsze na zewnątrz. Dopiero wtedy, kiedy powróciłam
do siebie prawdziwej odzyskałam, to wszystko, czego brak nieustannie
odczuwałam, a czego niczym innym zastąpić nie mogłam;
wewnętrzną harmonię, spokój i jedność, zwane Bogiem, Źródłem, Stwórcą.
Wtedy też poczułam, patrząc z perspektywy czasu, że przez całe życie,
ta ogromna siła czuwała nade mną i po to prowadziła mnie krętą,
wyboistą drogą, abym zechciała wkroczyć na drogę prostą i równą,
prowadzącą w kierunku zmiany i rozwoju świadomości.
Moje dotychczasowe życie musiało być takie, jakie było, po to,
abym mogła znaleźć się dziś w tym miejscu, którego z wielką przyjemnością
i radością doświadczam. Uczestnicząc wciąż w warsztatach i sesjach
regresingu zobaczyłam, że podoba mi się i że dobrze się czuję nie tylko
w roli klienta/pacjenta, ale również i terapeuty. Z biegiem czasu pracując
coraz więcej z innymi utwierdzałam się coraz bardziej w przekonaniu,
że jest to metoda praktyki właśnie dla mnie z racji tego, gdyż jestem
typem praktyka, a nie zwolenniczką metod, które wiele obiecują,
ale w rzeczywistości niewiele dają. Zawsze interesowało mnie to
co działa naprawdę, to czego skutki są widoczne i odczuwalne.
A takim właśnie okazał się wtedy Regresing®. Dlatego moje umiejętności
pomagania innym bazują głównie na pracy ze sobą i z klientami.
To że mogłam korzystać z metody, sprawdzając ją najpierw na samej sobie,
a dopiero potem stosować ją pracując z klientami nad poprawą jakości
ich życia, dało mi wiarygodność, której nikt i nic nie jest w stanie podważyć.
W chwili uświadomienia sobie tego, że skoro mogłam uzdrowić siebie,
to mogę być wiarygodnym wsparciem, i pomocą na drodze
samouzdrawiania dla innych. Poczułam, że dzięki temu, mogę spełniać
moje życiowe marzenie o pracy takiej, która byłaby moją prawdziwą pasją.
Będąc od zawsze osobą bardzo wrażliwą, reagującą wszędzie tam,
gdzie dzieje się krzywda i cierpienie poczułam, że mogłabym wreszcie
wykorzystać moje wielkie pragnienie pomagania i przynoszenia ulgi innym.
Obecna świadomość tego, że wiem jak to robić w zdrowy, dla siebie
i dla innych, a jednocześnie skuteczny sposób, że nie musi się
to już odbywać moim kosztem tak, jak bywało to dawniej, utwierdzała mnie
w przekonaniu, że chcę to robić. W miarę poznawania różnych technik
oczyszczających umysł, doenergetyzowujących ciało, podnoszących
własne wibracje, rozwijających świadomość i poprawiających jakość życia,
uruchomiłam w sobie ogromną potrzebę dzielenia się tym z innymi.
Tak też, po ukończeniu Szkoły Regresingu®, urzeczona prostotą
i przekonana w pełni co do skuteczności pracy tą metodą, moje pragnienie
praktykowania przybrało na sile. Na skutek zmian, jakich dokonywałam
w swoim własnym życiu, rozwijając w sobie zdolności pracy z energią,
odzyskiwałam zablokowane we wcześniejszych latach choroby umiejętności
twórczego myślenia i działania. Z czasem, moja wrodzona zdolność
słuchania i rozumienia drugiego człowieka (co uważam za nieodzowne
elementy w pracy duchowej z innymi) oraz własny rozwój duchowy,
który zaowocował zdolnością intuicyjnego wyczuwania przyczyn problemów
oraz zdobywana coraz większa wiedza i doświadczenie sprawiały,
że moja praktyka stawała się coraz bardziej skuteczna.
Ugruntowując coraz mocniej w sobie poczucie wewnętrznej mocy
i boskiego wsparcia, postanowiłam moje umiejętności uhonorować
weryfikacją u twórcy metody Leszka Żądło uzyskując licencję Regresera.
Jak się okazało decyzja ta, była najlepszą decyzją, jaką do tej pory
podjęłam w swoim życiu. Dlaczego? Ponieważ była ona najbardziej świadomą
i moją własną, wynikającą z pragnienia duszy. Praktykując w tej dziedzinie
poczułam się niczym ryba w wodzie. Teraz wiem, że nie chciałabym robić
życiu niczego innego, wiem, że odnalazłam swoją drogę, którą podążanie
stało się prawdziwą pasją i przyjemnością. Ponieważ na drodze tej
spotkałam siebie, a kiedy się siebie odnajdzie, odnajdzie się wszystko
i nic już nie ma więcej do szukania. Pozostaje jedynie siebie coraz to
bardziej poznawać i coraz to głębiej odkrywać. Z racji tego, iż uwielbiam
pracę z ludźmi oraz dzielenie się i bogactwem doświadczeń i różnorodnością
przeżyć mam poczucie ogromnej satysfakcji, realizacji siebie i spełnienia,
co utwierdza mnie w poczuciu, że odnalazłam to czym od zawsze
chciałam się zajmować i nie zamieniłabym tego na nic innego.
Ciągły rozwój i doskonalenie siebie, a także praktyka wspierająca tych,
którzy chcą przekraczać własne lęki i ograniczenia, którzy chcą cieszyć się
życiem, zdrowiem, pracą, rodziną i otaczającym ich światem, daje mi
nieopisaną radość. Tak bardzo cieszy mnie, kiedy inni gotowi do pracy
ze swoim wnętrzem, mogą poprawiać jakość swego życia i korzystać
z niego w sposób miły i przyjemny, a ja mogę im w tym pomóc uczestnicząc
w procesie ich przemiany. Mam świadomość tego, że choć moja droga
do miejsca, w którym dzisiaj jestem nie była prosta i łatwa, to jednak
warto było ją przejść, po to by czerpać mądrość z tego, czego doświadczałam.
Dziś wiem, że właśnie te najbardziej bolesne przeżycia, były czymś ważnym
i drogocennym, bo dzięki nim mogłam poznać prawdziwy sens i cel
swojego życia. To dzięki własnym doświadczeniom, które nauczyły mnie
konieczności holistycznego uzdrawiania, uzdrawiania na poziomie umysłu,
ciała i duszy, łatwiej było mi pracować z innymi. Znając mechanizmy
przejawiania się choroby, wszelkich niedyspozycji oraz etapy zdrowienia,
byłam w stanie wspierać w procesie powrotu do zdrowia, do pełni
fizycznych i duchowych mocy. Dzięki własnym, poważnym problemom
życiowym, mogłam lepiej zrozumieć zawieruchy i burze obecne
w życiu osób oczekujących ode mnie pomocy, których coraz więcej gościłam
u siebie na sesjach. I tak klientów i osób zainteresowanych współpracą
ze mną wciąż przybywało, jak i pewności we mnie, że jestem
we właściwym miejscu i robię to co dla mnie właściwe. Moja praktyka
przynosiła wciąż nowe doświadczenia i obserwacje. Wraz z jedną
osobą – moją klientką, korzystającą z sesji regresingu przyszło do mnie
Radykalne Wybaczanie. Była ona trenerką tej metody i zaraziła mnie nią
w dosłownym tego słowa znaczeniu. Odkąd usłyszałam od niej o wielkich
efektach i skutkach uzdrawiających wybaczania, byłam niczym chora
na potrzebę i chęć poznania tajników tej techniki. Po przeczytaniu
wszystkich książek Colina Tippinga, autora tej metody i kilku spotkaniach
z moją trenerką zapisałam się na Trenerskie Szkolenie Radykalnego Wybaczania,
które działo się przez 4 miesiące w Instytucie Radykalnego Wybaczania
w Warszawie. Po jego ukończeniu dołączyłam do swojego praktykowania
pomocy dla innych z użyciem tej metody. Zaczęłam łączyć praktykę
w sesjach Regresingu z aspektem wybaczania. Efekty były coraz to
doskonalsze tak u moich klientów, jak i u mnie samej w moim życiu,
które poprzez wybaczanie to ,,radykalne” stawało się coraz łatwiejsze
i przyjemniejsze. Kiedy moje relacje z innymi, z którymi do tej pory
nie były najlepsze zaczęły pięknie odżywać, kiedy coraz mniej było ludzi,
których się bałam, których nie chciałam, którzy w jakiś sposób dokuczali
i męczyli byłam już całkowicie przekonana, że metoda działa.
I znów coraz pewniej czując się w niej i z nią zaczęłam prowadzić
zajęcia grupowe takie jak Grę Satori i Ceremonię w Indiańskim Kręgu,
które uwielbiam do dziś. Później przyszły te poważniejsze czyli warsztaty
weekendowe dwudniowe, choć zawsze były one prowadzone i są dalej
do dziś dla małych grupek w kameralnym gronie, gdyż taką pracę
warsztatową preferuję najbardziej.
Mój rozwój świadomości i coraz bardziej życie świadome przyciągnęło
do mnie kolejną metodę, z której z wielkimi sukcesami znów najpierw
u siebie, potem u innych korzystam do dziś. Wiedza i praktyka
płynąca z techniki pracy ThetaHealing zafascynowała mnie tak bardzo,
że w ciągu niespełna roku ukończyłam 7 jej kursów zakończonych
certyfikatami samej autorki metody Viany Stibal. Na bazie tych 3 metod,
z których pobrałam to co dla mnie najlepsze, ze mną rezonujące
pracując cały czas ze sobą, z bliskimi i klientami uaktywniłam w sobie
zdolności intuicyjne natychmiastowego łączenia się ze Stwórcą,
obudziłam zdolności jasnosłyszenia i jasnowiedzenia tak, iż obecnie
w swojej pracy bez ścisłych szablonów i schematów docieram
do źródła choroby, konfliktu, problemu, jakich doświadcza osoba
poddająca się moim sesjom i zabiegom.
Dziś jestem wdzięczna sobie i innym za trudną przeszłość,
ponieważ dzięki niej właśnie, mogę żyć dniem dzisiejszym,
a tylko poprawiając jakość teraźniejszości, jestem w stanie kreować sobie
wspaniałą przyszłość, wiedząc już, że dzisiejsze myśli kształtują
jutrzejsze doświadczenia. To właśnie uciążliwe, czasem zdające się
nie do przeżycia ,,kiedyś” sprawiło, że obecne moje wędrowanie
jest już świadomą podróżą w głąb siebie, podróżą, w której odkrywam
coraz to nowe zakątki siebie samej i drzemiące w nich możliwości.
Jest podróżą, w czasie której, będę docierać do wielu jeszcze talentów
i zdolności, do jakich dziś jeszcze nie jestem w stanie dotrzeć,
ale właśnie na tym polega rozwój mojej i każdego z nas świadomości,
zwany rozwojem duchowym.
Podczas mojej wędrówki każdy dzień przynosi nowe odkrycia,
inspiracje i cudowne niespodzianki. Żyjąc pełniej, radośniej,
idąc z dziecięcą ciekawością przez ten świat, doświadczam możliwości
korzystania ze swojej pierwotnej natury, by jako ukochane dziecko
Wszechświata, otwierać się i czerpać do woli z wszystkich
Jego Darów i Błogosławieństw.
I właśnie takiego świadomego doświadczania życia, świata, innych ludzi
i samego siebie, życzę każdej istocie żyjącej zarówno tu na naszej planecie,
jak i w każdej innej czasoprzestrzeni.
Moją przewodnią afirmacją, którą zaczynam każdy dzień jest:
,,Witam Cię świecie i otwieram się na wszelkie dobra,
jakie chcesz mi dziś zaoferować, czując wdzięczność
za wszystkie, które otrzymałam wczoraj’’.
Wyrażam ogromną wdzięczność moim nauczycielom, za przekazaną mi
wiedzę i chęć podzielenia się swoim własnym doświadczeniem.
Z wielkim uznaniem i uszanowaniem wyrażam się o wszystkich
trenerach rozwoju duchowego, autorach książek od, których czerpałam
wiedzę, inspirację i zapał do pracy.
Z miłością w sercu wspominam wszystkich, których do tej pory spotkałam
na mojej drodze, wszystkich dzięki, którym mogę być dziś tu, gdzie jestem.
Dziękuję już teraz tym wszystkim, których jeszcze spotkam
na wspólnym szlaku codziennego siebie odkrywania.
Ponieważ uczę się … ciągle się uczę …
wciąż podobnie jak każdy z nas doświadczam …
stale się zmieniam i udoskonalam …
Moja opowieść trwa i trwa … ona nie ma końca …
Wszak:
,,Jedyną niezmienną rzeczą we Wszechświecie jest ciągła zmiana”.
|
|